Czy obserwacja decyduje o wszystkim?

Neoateiści przejęli od dawnych pozytywistów pogląd, że to obserwacja jest decydującym czynnikiem w kwestii budowania przekonań o świecie. Pogląd ten jest przebrzmiały i z powodu mnóstwa problemów upadł jeszcze w XX wieku po burzliwych dyskusjach w kręgach neopozytywistów. Pomimo upadku tej koncepcji teza o priorytecie obserwacji jest wciąż wykorzystywana jako jeden z głównych argumentów w walce z teizmem. Przyjrzyjmy się więc szczegółowo temu zagadnieniu.

Pozytywiści rozpropagowali absurdalny pogląd, pokutujący do dziś w kulturze masowej, że to właśnie obserwacja jest decydująca w kwestii tworzenia najbardziej wiarygodnych przekonań o świecie. Jest to teza pozytywistyczna, którą wyznaje i gorliwie głosi również współczesny neoateizm. Ich zdaniem teza o istnieniu Boga jest bezzasadna ponieważ nie jest to teza weryfikowalna obserwacyjnie. Misjonarze współczesnego ateizmu nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że teza o prymacie obserwacji sama jest nieweryfikowalna obserwacyjnie i upadła z hukiem jeszcze w zeszłym stuleciu. Powodów tego upadku było więcej (wymienię je dalej) i stało się to po burzliwych dyskusjach w kręgu neopozytywistów, którzy wcześniej sami byli propagatorami tej tezy.

Tak naprawdę teza o prymacie obserwacji upadła jeszcze w starożytności, zanim ponownie narodziła się we współczesnym pozytywizmie. Tacy sceptycy greccy jak Sekstus Empiryk, żyjący na przełomie II i III wieku n.e., odrzucali ideę prymatu obserwacji i nie przywiązywali do niej większego znaczenia. Sekstus odnotowywał, że obserwacja nie decyduje o niczym ponieważ nie da się odróżnić złudzenia od tego co realne. Nie istnieje żadne wiarygodne kryterium przy pomocy którego moglibyśmy dokonać takiego rozróżnienia ponieważ każde takie ewentualne kryterium samo może być częścią jakiegoś złudzenia. Już od niepamiętnych czasów zdawano sobie sprawę, że istnieją bardzo realne przeżycia senne i różnego rodzaju miraże doświadczane na jawie. Znano miraże pustynne oraz takie zjawiska jak załamanie obrazu kija włożonego do wody (choć sam kij pozostawał prosty po wyjęciu go z wody). Sekstus odrzucał również wnioskowanie indukcyjne jako bezużyteczne, a nawet atakował sam sylogizm jako pusty treściowo. To zburzyło zaufanie do obserwacji wśród starożytnych myślicieli. Podobne wątpliwości zgłaszało Średniowiecze. Kartezjusz również zdawał sobie sprawę z zawodności obserwacji. Wiedział, że pomimo nawet ogromnej liczby obserwacji możemy być i tak w błędzie ponieważ bez względu na to ile razy czegoś doświadczyliśmy zawsze może zdarzyć się taka obserwacja, która obali wszystkie nasze poprzednie obserwacje. Kartezjusz zaczął więc poszukiwać pewności gdzie indziej niż w obserwacji i skierował się ku swojemu wnętrzu. Po długich dociekaniach uznał, że pewne może być przynajmniej to, że skoro w coś wątpi, to on sam jako podmiot tego wątpienia musi istnieć. Rozumowanie to było również błędne ale nie będziemy się nad tym teraz rozwodzić. Samo to, że nawet ta jedyna ostoja pewności u Kartezjusza również okazała się iluzoryczna, uświadamia nam jak trudno znaleźć jakikolwiek przyczółek pewności.

Wróćmy na chwilę do tematyki snu. Już tylko samo to pozornie banalne zagadnienie stanowi nieprzezwyciężalną przeszkodę dla tezy o prymacie obserwacji. Myślicie, że to zbyt trywialny zarzut aby się nim zajmować? Mylicie się. Też mi się tak kiedyś wydawało ale po głębszych przemyśleniach okazuje się, że nie da się odeprzeć sceptycyzmu opartego na argumencie ze snu. Zarzut ten jest nie do przezwyciężenia i starożytni oraz średniowieczni myśliciele też ostatecznie polegli przy wszelkich próbach odparcia tej wątpliwości. Pewnie powiecie, że po tym gdy już się obudziliście wiecie, że coś było tylko snem. Myślicie, że możecie odróżnić sen od jawy i wiecie jak to zrobić po przebudzeniu więc nie jest to dla was żaden istotny problem, którym można by się przejmować. Ale mylicie się i wcale tego nie wiecie. Co jest jedynym waszym argumentem? Ano poczucie oczywistości, że to był tylko sen. Teraz już jesteście o tym przekonani. Ale tylko tak się wam wydaje i jest to wyłącznie wasze domniemanie, swoiste przeczucie i nic więcej. Tak naprawdę nie jest to żaden argument ponieważ gdy śniliście to również wydawało się wam, że jest to realne. Poczucie realności procesu w jakim uczestniczycie jest więc złudne i subiektywne. Niczego ono nie dowodzi. Nie jest to tym samym żaden sposób na wyjście z tego problemu. Bo skąd wiecie, że akurat teraz nie śnicie i kiedyś się o tym nie przekonacie? Tego również nie wiecie. Zawsze może okazać się, że wybudzacie się tylko od jednego snu do drugiego w jakiejś serii snów. Nie raz śniło się wam przecież, że się obudziliście i po chwili okazywało się to tylko kolejnym snem. Jak w słynnym filmie Vanilla Sky z Tomem Cruisem, w którym bohater wciąż budzi się tylko w kolejnych snach, włącznie z ostatnią sceną. Wpadamy tu w problem regresu do nieskończoności i nie da się zlikwidować tej wątpliwości ponieważ bez końca można pytać o to skąd wiesz, że teraz znowu nie śnisz? Skąd wiesz, że nie jesteś cały czas w śpiączce i jedynie śni ci się, że wybudzasz się tylko z kolejnych snów przedzielonych okresami pozornej jawy? Sceptycyzm ten jest nie do odparcia i żadna obserwacja oraz doświadczenie nie jest w stanie tego rozstrzygnąć. Każda taka obserwacja może być przecież częścią snu. A tym samym żadna obserwacja, eksperyment i doświadczenie nie są w stanie rozstrzygnąć absolutnie niczego. Wiedzieli o tym doskonale już starożytni i średniowieczni myśliciele. Dlatego właśnie porzucili ideę, że obserwacja jest czymś decydującym. Dla nich o niczym ona nie rozstrzygała w poszukiwaniach ostatecznej prawdy o naturze świata. I mieli rację.

Problemów w kwestii tezy o priorytecie obserwacji jest jeszcze więcej i to o czym wspomniałem jest dopiero wierzchołkiem góry lodowej. Nasze wnioskowania w większości nie są złożone ze zdań obserwacyjnych. Na przykład w tym eseju prawie w ogóle nie powoływałem się na żadne obserwacje. Mimo to przeprowadziłem swe wnioskowania bez trudności. Jak już wspomniałem, nawet teza, że obserwacja powinna być podstawą światopoglądu sama nie opiera się przecież na żadnej obserwacji. Nie tylko moje wywody mogą obyć się bez odwoływania się do obserwacji. Gdy ateista coś stwierdza, to najczęściej również nie opiera się on na żadnej obserwacji. Na przykład bardzo często ateiści stwierdzają, że ciężar dowodu spoczywa na teiście (zasada onus probandi). Albo stwierdzają, że nadzwyczajne roszczenie, takie jak istnienie Boga, wymaga nadzwyczajnego dowodu. Albo stwierdzają, że nieistnienia się nie udowadnia. Albo stwierdzają, że w dyskusji obowiązuje zasada brzytwy Ockhama oraz reguła poszukiwania jak najprostszego wyjaśnienia. I tak dalej. Sami to dobrze znacie. Czy te postulaty opierają się na jakiejś obserwacji? Oczywiście, że nie. Z punktu widzenia zagadnienia obserwacji postulaty te są puste, będąc jedynie arbitralnymi wytworami czyjegoś umysłu.

Ewentualne powołanie się na „naukę” w celu wyjścia z tych problemów również niewiele pomoże gdyż w „nauce” znajdziemy jeszcze więcej wnioskowań nieopartych na obserwacji. Tyczy się to nawet tych pozornie „najbardziej pewnych” działów przyrodoznawstwa, takich jak fizyka. Fizycy niejednokrotnie postulują byty zupełnie nieobserwowalne, takie jak ciemna energia, ciemna materia, kosmiczne struny. Istnienie samych atomów i kwarków również pozostaje jedynie pewnym postulatem nieobserwacyjnym, choć niektóre eksperymenty wydają się świadczyć na rzecz istnienia tych bytów. Jednak problem w tym, że eksperymenty zawsze mogą zostać zinterpretowane wieloznacznie, co jeszcze rozwinę w dalszej części niniejszego tekstu. Ernst Mach, słynny fizyk i zarazem filozof, zaprzeczał istnieniu atomów właśnie dlatego, że nie były one bezpośrednio obserwowalne. Nie mamy wglądu w istnienie samych atomów. Mamy jedynie pewne zjawiska i doświadczenia, które interpretujemy w sensie istnienia atomów. Ta interpretacja nie jest jednak samymi atomami per se.

A tak na marginesie, to teista też może powiedzieć, że w jakiś sposób doświadcza Boga. Jest to pewien rodzaj obserwacji introspektywnej. Ateista oczywiście wymaga aby takie doświadczenie było intersubiektywne. Intersubiektywizm to przekonanie, że coś może zostać sprawdzone niezależnie od miejsca i czasu przez wielu ludzi. Ale przecież i tak nie mamy dostępu do innych umysłów, a oni oni nie mają dostępu do naszego umysłu. W dodatku jeśli coś zaistnieje w innym miejscu i czasie to nie jest już tym samym. Intersubiektywizm jest więc tylko kolejną mrzonką. Poczucia własnego ja, poczucia własnej tożsamości i odrębności, poczucia tego, że nie jesteśmy kimś innym też nie udowadniamy, w tym nie udowadniamy tego intersubiektywnie gdyż jest to po prostu niewykonalne. A jednak te czysto subiektywne doświadczenia ateista już z reguły uznaje, pomimo tego, że nie są one intersubiektywne i obiektywizowalne. Brak tu konsekwencji u ateisty. Ale o tym rozpiszę się już może przy innej okazji.

Wróćmy więc do meritum. Nawet gdybyśmy zignorowali wszystkie te powyższe nieprzezwyciężalne przeszkody epistemologiczne i uznali wiarygodność każdej możliwej obserwacji, to i tak niczego to nie ratuje. Istnieją bowiem kolejne nieprzezwyciężalne problemy niszczące do reszty prawomocność tezy o wiarygodności i priorytecie obserwacji. Jednym z takich problemów jest możliwość nieskończonej ilości wariantów interpretacyjnych dla każdej obserwacji lub zespołu informacji. Dane obserwacyjne są zawsze niedookreślone i pozostawiają furtkę dla wielu niezgodnych ze sobą interpretacji tych obserwacji. Jednocześnie wszystkie te niezgodne ze sobą interpretacje danej obserwacji zgadzają się z tą obserwacją. Stwarza to gigantyczny problem z punktu widzenia teorii poznania. Na przykład w mechanice kwantowej mamy w tej chwili jakieś czternaście głównych interpretacji tejże mechaniki kwantowej. Wszystkie te interpretacje są zgodne z danymi obserwacyjnymi i zarazem są one niezgodne między sobą. Którą z tych interpretacji mamy wybrać jako tę właściwą? Nie wiadomo. Obserwacja nam tego nie mówi. Dane są niedookreślone. Obserwacja o niczym zatem nie rozstrzyga.

Tutaj możemy się dowiedzieć więcej na temat tych interpretacji mechaniki kwantowej:
https://en.wikipedia.org/wiki/Interpretations_of_quantum_mechanics

Aby jeszcze lepiej uświadomić sobie te problemy odwołajmy się do czegoś prostego i trywialnego. Weźmy choćby taką z pozoru banalną obserwację zachodu Słońca. Czy z samej tej obserwacji wynika, że to akurat Ziemia porusza się wokół Słońca? Wcale nie. Równie dobrze możemy tę samą obserwację zinterpretować odwrotnie: to Słońce krąży wokół Ziemi. Wniosek ten będzie tak samo zgodny z obserwacją. Przez wieki tak zresztą tę obserwację interpretowano i jest ona jak najbardziej zgodna z bezpośrednio narzucającą się nam intuicją. Obserwując zachód Słońca możemy jednak z tej samej obserwacji wyciągnąć wniosek zupełnie sprzeczny z poprzednim: to Ziemia wykonuje ruch względem Słońca. Wniosek ten ponownie będzie całkowicie zgodny z obserwacją i zarazem zupełnie niezgodny z poprzednim wnioskiem o geocentrycznej naturze świata. To jest właśnie to, o czym mówię: możemy wyciągać wnioski sprzeczne ze sobą i jednocześnie będą one za każdym razem zgodne z jedną i tą samą obserwacją. Obserwacja nie decyduje zatem o niczym bo sama w sobie jest niedookreślona. Do każdej obserwacji musimy i tak dodać jakieś teoretyczne założenia pozaobserwacyjne, jakieś interpretacje, i dopiero od nich będą zależeć nasze ostateczne wnioski z obserwacji.

I w ten sposób dochodzimy do ostatniego ważnego zagadnienia, którym jest słynny problem uteoretyzowania obserwacji. Epistemologowie i filozofowie nauki często powiadają, że wszystkie nasze obserwacje są obciążone teoretycznie, są uteoretyzowane. Na pierwszy rzut oka cała ta terminologia może dla kogoś brzmieć niezwykle fachowo i tajemniczo. Ale nie ma tu nic trudnego i tajemniczego. Przypomnijmy sobie to, o czym pisałem przed chwilą o zachodzie Słońca. Jak już wiemy, sama obserwacja nie decyduje o tym jak ostatecznie zinterpretujemy to wydarzenie. Nasze wnioski są zależne od tego z jakimi pozaobserwacyjnymi założeniami podejdziemy do danej obserwacji lub doświadczenia i jak je potem zinterpretujemy. Tyczy się to właściwie każdego eksperymentu i analizy jakiegoś dowolnego zbioru danych. Fryderyk Nietzsche mawiał, że „fakty nie istnieją, są tylko interpretacje”. Tu akurat miał rację.

Spójrzmy na obrazki królika i kobiety, które zamieściłem poniżej.

Rysunek 1. Królik czy kaczka? Obróćcie obrazek z poziomu do pionu i uszy królika zinterpretujcie jako dziób kaczki.

Rysunek 2. Stara czy młoda kobieta? Usta starej kobiety zinterpretujcie jako naszyjnik na szyi, a oko zinterpretujcie jako ucho i zobaczycie dwie różne kobiety.

Rysunek 3. Ten sam obrazek starej i młodej kobiety w nieco odmiennej wersji. Tu znowu trzeba zinterpretować usta starej kobiety jako naszyjnik na szyi i oko jako ucho (lub na odwrót) i wtedy zobaczymy dwie różne kobiety na jednym i tym samym obrazku – starą i młodą.

Rysunek 4. Obrazek królika i kaczki w innej wersji. Tym razem nie trzeba obracać obrazka aby raz zobaczyć królika, a drugi raz kaczkę na jednej i tej samej rycinie. Wystarczy zinterpretować uszy królika jako dziób kaczki lub na odwrót. Wszystko zależy od tego o czym pomyślimy i wtedy za każdym razem zobaczymy co innego. Obrazek jest wciąż ten sam i nie zmienia się. To samo tyczy się wszystkich pozostałych obrazków zamieszczonych powyżej.

Co jest niezwykłego w tych obrazkach? Zacznijmy od obrazka królika. W zależności od tego jak spojrzymy na ten obrazek, widzimy na nim królika lub kaczkę. Obrazek nie zmienia się i dane dostarczane do siatkówki naszego oka są wciąż te same. Jednak raz widzimy tu królika, a za chwilę kaczkę, na przemian, w zależności od tego o czym pomyślimy. Ta sama sytuacja następuje w przypadku obrazka kobiety. W zależności od tego, o czym pomyślimy gdy spojrzymy na ten jeden obrazek, widzimy na nim raz starą kobietę, a raz młodą. I tu ponownie – jeden i ten sam obrazek nie zmienia się, dostarczając cały czas tych samych bodźców do naszej siatkówki. Pomimo to za każdym razem widzimy co innego. Co z tego wynika? Ano bardzo wiele, choćby to, o czym pisałem już wyżej: sama obserwacja nie determinuje naszych wniosków gdyż jest zawsze niedookreślona i pozostawia pole do wieloznacznej interpretacji. To jak odczytamy dany obraz, choćby był on najbardziej bezpośredni, zależy od tego jakiej dokonamy interpretacji i z jakimi założeniami pozaobserwacyjnymi podejdziemy do całej sprawy. To jest właśnie wspomniane już wcześniej uteoretyzowanie obserwacji. Ponadto dochodzi tu kwestia, o której również wspominałem już wyżej, a mianowicie zagadnienie sprzecznych wniosków, które możemy wyciągać z jednej i tej samej obserwacji, eksperymentu lub zespołu danych. Obserwacja o niczym więc ostatecznie nie decyduje i ma znaczenie drugorzędne. Liczy się przede wszystkim teoria i to z jakimi pozaobserwacyjnymi założeniami podejdziemy do wszelkiej obserwacji oraz to jak ją zinterpretujemy. Dlatego właśnie epistemologowie i teoretycy poznania mówią, że każda obserwacja jest obciążona teoretycznie, uteoretyzowana. I mają rację. Tyczy się to zresztą nie tylko wszelkiej obserwacji ale również podejścia do dowolnego zespołu danych, które potraktujemy jako materiał wyjściowy do dalszej interpretacji i obróbki myślowej. A bez tej interpretacji i obróbki myślowej nie da się nic powiedzieć o jakiejkolwiek obserwacji, choćby nawet tej bezpośredniej i z pozoru oczywistej. Wniosek z tego jest taki, że nie da się przeprowadzić sensownej granicy między tym co obserwowalne i teoretyczne. Jeśli wszystkie obserwacje są uteoretyzowane, to granica między tym, co obserwowalne i teoretyczne, po prostu nie istnieje i jest tylko iluzją.

Gdybyśmy pokazali buszmenowi wychylającą się wskazówkę woltomierza to sama ta obserwacja nic by mu nie powiedziała. Ponownie musiałby użyć pozaobserwacyjnej teorii aby tę obserwację zinterpretować. Powiecie, że tak jest tylko w przypadku tych bardziej złożonych zagadnień obserwacyjnych. Otóż mylicie się. Tak jest w przypadku każdej obserwacji, nawet w przypadku tych pozornie najbardziej jednoznacznych i rzekomo oczywistych postrzeżeń. Nie wierzycie? To zaraz się o tym sami przekonacie. Weźmy jakąś najbardziej trywialną i możliwie jak najprostszą obserwację. Niech to będzie obserwacja szafy stojącej w kącie. Wchodzicie do jakiegoś nieznanego wam wcześniej pomieszczenia i od razu po otwarciu drzwi widzicie szafę stojącą w rogu po przeciwnej stronie od wejścia. Czy na pewno widzicie właśnie szafę? Niekoniecznie. Widzicie tylko coś, co wygląda jak wszystkie znane wam wcześniej szafy. Wszystkie te wspomnienia połączyliście w jedną całość i porównaliście je z tym co widzicie teraz, po czym indukcyjnie wywnioskowaliście, że ponownie macie do czynienia z szafą. Ale to jest przecież wnioskowanie, a nie bezpośrednia obserwacja. Znowu musieliście dokonać jakiejś pozaobserwacyjnej interpretacji i dodać jakąś teorię do swej obserwacji. Gdyby ktoś sprytny nabrał was i w kącie zamiast szafy umieściłby hologram szafy w obrazie 3D, to widzielibyście dokładnie to samo i wyciągnęlibyście dokładnie te same wnioski. Podobnie jest wtedy gdy spotykamy jakąś znajomą osobę na ulicy. Tutaj też od razu wnioskujemy przez porównanie, że to ta sama osoba co zawsze, a nie jej sobowtór, brat bliźniak lub ktoś łudząco do niej podobny. Teoretycznie byłoby to przecież jak najbardziej możliwe. Nie dopuszczamy jednak takiego wniosku do siebie i wierzymy w swoją pozaobserwacyjną doktrynę, że to musi być wciąż jedna i ta sama osoba. A zatem po raz kolejny okazuje się, że to nie obserwacja decyduje ostatecznie o naszych wnioskach ale kluczowa jest interpretacja tej obserwacji (i jest to tylko jedna z wielu możliwych interpretacji). Tyczy się to każdej innej potencjalnie możliwej obserwacji, nawet tych pozornie banalnych i oczywistych. Zawsze dodajemy coś spoza obserwacji, jakąś teorię i wnioskowanie i nigdy nie jest tak, że jedynie zdajemy suchy raport z bezstronnych postrzeżeń.

Ten przykład z szafą oczywiście możemy rozszerzyć jako argument na inne przedmioty codziennego użytku, znajdujące się w naszym bezpośrednim otoczeniu. Użyjmy naszej kreatywności. Pisząc ten tekst widzę czerwoną różę będącą w wazonie na stole stojącym naprzeciwko mnie. Niby banalna rzecz. Jestem przekonany, że jest to róża i nic innego. Taka jest moja bezpośrednia obserwacja i moje zmysły zapewniają mnie, że widzę właśnie różę i nic innego. Ale czy na pewno? Czy ten wniosek wynika jedynie z mojej bezstronnej obserwacji? Wcale nie. Znowu muszę przecież porównać tę różę z treściami w mojej pamięci dotyczącymi kolorów, klasyfikacji botanicznych i tak dalej. A więc znowu, aby wyciągnąć wnioski na temat mojej obserwacji musiałem użyć czegoś więcej niż sama obserwacja. Musiałem wyjść poza obserwację i sięgnąć do wiedzy teoretycznej. Pociągnijmy ten temat jeszcze dalej i wyobraźmy sobie, że owa róża zaczyna w pewnym momencie nagle unosić się w powietrzu. Wtedy już przestalibyśmy być pewni, że to na pewno jest róża. A przecież w samej róży nie ma nic, co skłaniałoby nas do wniosku, że nie może ona nagle zacząć unosić się w powietrzu. Znowu użylibyśmy więc jakichś pozaobserwacyjnych założeń aby zwątpić w to czy na pewno widzimy różę. Pójdźmy jeszcze dalej i skoncentrujmy się na stole, na którym stoi róża. Jaki jest jego kształt? Możemy być przekonani nawet na bazie naszych wcześniejszych obserwacji, że kształt ten jest prostokątny. Ale przecież obserwując stół bezpośrednio pod kątem wcale nie postrzegamy prostokąta. Zakładając, że stół cały czas jest prostokątny znowu odwołujemy się do czegoś spoza naszej obserwacji. Sądzimy również, że nie da się przełożyć ręki przez ten stół ale przecież znowu nie wynika to z żadnej obserwacji tego stołu. Jedynie na podstawie dotykania innych stołów, z którymi mieliśmy wcześniej styczność, sądzimy, że nie można przełożyć ręki przez ten konkretny stół. Ale taki wniosek znowu jest pozaobserwacyjny bo nie wiemy czy nic się nie zmieniło od tamtej pory. Nawet jeśli patrzymy na jakiś stół, którego już wcześniej dotykaliśmy, to wniosek, że ten stół jest nadal nieprzenikalny będzie już pozaobserwacyjny. Opieramy się przecież na przeszłości zamiast na bezpośredniej obserwacji aktualnej. Sięgnijmy po jeszcze kolejne, tym razem bardziej znane przykłady, które dowodzą, że na treść naszego postrzeżenia wpływa coś więcej niż samo to postrzeżenie. Widząc prosty ołówek zagięty w szklance wody lub prosty kij zagięty w rzece albo jeziorze wiemy, że to tylko złudzenie optyczne. Ale znowu wychodzimy tu poza bezpośrednią obserwację i zawierzamy pewnej teorii optycznej, której nie jesteśmy nawet twórcami. Nasze założenia wpływają więc na nasze wnioski z obserwacji i same obserwacje nie wyznaczają sensu zdań spostrzeżeniowych. Tak jest zresztą nie tylko w kwestii pozornie banalnych postrzeżeń dnia codziennego ale tyczy się to również naszych poglądów filozoficznych i psychologicznych. Na przykład to czy uznamy, że ktoś nas lubi albo nie lubi, też będzie zależne od naszych wcześniejszych poglądów na temat tej osoby. Słowa i mowa ciała danego człowieka będą przez nas interpretowane w zależności od naszych założeń. Jeśli z góry przyjmiemy, że ktoś nas nie lubi, to nawet serdeczne i szczere przejawy jego życzliwości uznamy za fałsz i obłudę. Nasze wcześniejsze założenia wpływają też na nasz ogólny światopogląd o świecie. Bez względu na to czy uznamy się za solipsystę, materialistę, idealistę, realistę naiwnego, wyznawcę Matrixa lub Wszechświata istniejącego zaledwie od 5 minut – aktualna obserwacja świata będzie za każdym razem tak samo dobrze pasowała do wszystkich tych światopoglądów i potwierdzała je. Wszystkie te wizje są sprzeczne między sobą i zarazem są one jednakowo zgodne z naszym doświadczeniem świata.

Reasumując, wbrew temu co deklarowali pozytywiści i co deklarują idący za nimi neoateiści, obserwacja nie może być uważana za główny czynnik decydujący o jakimś przekonaniu, poglądzie lub wniosku. Obserwacja o niczym nie rozstrzyga. Już starożytni sceptycy oraz średniowieczni myśliciele uświadamiali sobie to, że wszelka obserwacja może być niewiarygodna. Współcześni epistemolodzy zauważyli ponadto, że wszelki proces obserwacyjny jest obciążony teoretycznie (uteoretyzowany), co oznacza, że to teoria, a nie obserwacja decyduje ostatecznie o wnioskach. Gdy założymy okulary z pomarańczowymi szkłami to wtedy każda nasza obserwacja potwierdzi nam, że świat jest pomarańczowy. Tak wielka jest siła założeń, które ostatecznie kształtują nasze obserwacje, że już nie możemy widzieć inaczej niż sobie na początku założyliśmy. Żadna obserwacja nie może więc zmienić naszych założeń ponieważ to właśnie te założenia decydują o końcowym efekcie każdej naszej obserwacji. To teoria ma tym samym zawsze bezwzględną wyższość nad obserwacją. Jeśli termometr pod naszą pachą wskaże 5 stopni Celsjusza, zamiast 36,6 stopnia Celsjusza, to odrzucimy tę obserwację na rzecz teorii i prędzej uznamy, że uszkodzony jest termometr niż coś jest nie tak z naszą wiedzą medyczną o temperaturze ludzkiego ciała. Pozytywistyczna teza o prymacie obserwacji w procesie poznawania świata jest więc tylko kolejnym przesądem i mrzonką. Ten przesąd powielają dziś gorliwie neoateiści.

Jan Lewandowski, maj 2020.

Udostępnij: