Czy będziemy tęsknić za bliskimi w piekle?

Czy tęsknota za naszymi bliskimi jacy ewentualnie mogliby znaleźć się w piekle przekreśla możliwość naszej szczęśliwości w Niebie? Taki zarzut stawiają ateiści. Przyjrzyjmy się więc temu bliżej.

Od jakiegoś czasu dość popularna jest pewna pseudoargumentacja ateistyczna, która mocno odwołuje się do naszych emocji. Ateiści próbują w nas wzbudzić niechęć do Boga przez wskazywanie na sytuację, w której mogą znaleźć się nasi bliscy po śmierci. Wyobraźmy sobie taką ewentualność, w której na przykład my trafiamy w przyszłym życiu do Nieba ale nasi bliscy już nie. Ateiści pytają: jak się będziesz czuł w Niebie wiedząc o tym, że twoi bliscy znajdują się w tym czasie w piekle i podlegają karze wiecznego ognia?

Nie jest trudno zauważyć, że argumentacja taka odwołuje się mocno do naszych emocji, co jest zresztą dość częstym elementem sofistycznego arsenału ateistycznego. Warto mieć już na samym początku świadomość, że argumentacja odwołująca się wyłącznie do emocji to błąd logiczny znany jako argumentum ad misericordiam.

Po drugie, czemu mamy zakładać, że akurat nasi bliscy trafią do piekła? Ja osobiście tak nie zakładam i ufam w boskie miłosierdzie. Przypuśćmy jednak, że któryś z moich bliskich trafi do piekła. No cóż, za darmo nikt do piekła nie trafia. Być może któryś z moich bliskich będzie tak nikczemny, że nie będę miał innego wyjścia niż uznać, że to jednak była sprawiedliwa kara. Czy matka Hitlera, która jest teraz przypuszczalnie w Niebie, tęskni tam za swoim synem? Ateiści stawiają sprawę tak jakby to dobrzy ludzie trafiali do piekła, a zły Bóg ich tam już tylko karze. Tak jednak nie jest. Tęsknimy za ludźmi dobrymi ale za tymi złymi już niekoniecznie.

Warto też dodać, że rodzina jest ważna ale bez przesady. Wiele osób nawet zrywa kontakty z rodziną jeszcze za życia doczesnego. Popularne jest nawet powiedzenie, że z rodziną wychodzi się dobrze tylko na obrazku. Na razie jeszcze działa na nas dobroczynny wpływ łaski Ducha Świętego. W piekle nie będzie już tego wpływu. Tam najłagodniejsi ludzie mogą być nawet tacy jak Hitler i ich bliscy w Niebie tym bardziej nie będą za nimi już tęsknić. Tak się zakończy odcięcie od Boga i od wpływu Jego dobrotliwej łaski. Miłość międzyludzka nie jest bezwarunkowa i ma swe granice. Święty Tomasz nauczał, że cała wola potępionych jest zła.

Nie sądzę, że po upływie blisko miliona lat w Niebie ktoś będzie jeszcze tęsknił za swymi bliskimi w piekle (zwłaszcza jeśli będą to osoby nikczemne). Współczucie zresztą nie wyklucza szczęścia. Słyszy się, że Maryja płacze krwawymi łzami z powodu ludzi, którzy zmierzają do piekła. A przecież ona sama jest już szczęśliwa w Niebie ze swoim Synem.

Jest takie przysłowie anglosaskie: out of sight, out of mind. Po polsku też tak mówimy: co z oczu, to i z serca. Zwrot co z oczu, to i z serca oznacza, że jeśli stracimy z kimś kontakt, nie będziemy tego kogoś widzieć, to zapomnimy o tym, a towarzyszące temu emocje znikną. Już za życia doczesnego wiele osób zrywa więzi z rodziną, nawet tą najbliższą. Jeśli da się zerwać więzi z rodziną w doczesności to ostatecznie upada ateistyczny pseudoargument, że będziemy wiecznie tęsknić w Niebie za bliskimi. W Niebie znajdziemy nowych bliskich i Boga przede wszystkim, który jest nam najbliższy jako nasz Stwórca. Pan Jezus mówi:

„Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10, 37).

Wielu ludzi, którzy wydawali nam się szczególnie bliscy, na przykład koledzy z dzieciństwa, szkoły lub pracy, po upływie czasu stają się dla nas obojętni. I to wszystko w skali kilku, kilkunastu lat. Co się więc stanie z naszymi zanikającymi emocjami po milionie lat w Niebie? Nawet własna matka nie kocha nas bardziej niż Bóg. A ta matka będzie kochała przede wszystkim Boga, dużo bardziej niż nas.

Bóg uszanuje wolność tych, którzy chcą być od Niego odcięci przez wieczność. I jest takich ludzi całkiem dużo i coraz więcej, wystarczy popatrzeć na społeczeństwa Europy Zachodniej, które nie chcą mieć z Bogiem nic wspólnego (wystarczy nawet popatrzeć na Internet i nasze polskie piekiełko, gdzie i tu widać całkiem sporo takich osób). Czemu Bóg ma na siłę wsadzać tych ludzi do Nieba? Tak więc Bóg nikogo przymuszał do siebie nie będzie i ateiści jak zwykle popadają w niekonsekwencję, samemu nie chcąc Boga w swym życiu i jednocześnie zarzucając Mu, że ten rzekomo skazuje ich na odcięcie od siebie. Człowiek wierzący mówi Bogu „bądź wola Twoja” a niewierzący mówi Mu „bądź wola moja”, tylko niech się ten niewierzący potem nie zdziwi gdy Bóg to przyklepie, mówiąc: „bądź wola twoja”. Teoretycznie jest jak najbardziej możliwe, że wszyscy wybraliby Niebo i piekło zostałoby puste. Tak jednak nie będzie gdyż ludzie mają wolną wolę i wielu z nich wybierze lub już wybrało piekło. Przestrzega nas o tym Pismo, które mówi, że wąska jest brama przez którą się wchodzi do Nieba (Mt 7,13-14).

Ateiści często zaprzeczają, że ktoś chce iść do piekła dobrowolnie. Poniżej przytaczam więc wypowiedzi niektórych znanych osób, jakie nie pozostawiają wątpliwości w kwestii swego wyboru:

„Chcę iść do piekła, nie do nieba. W piekle będę miał towarzystwo papieży, królów i książąt, a w niebie są sami żebracy, mnisi, pustelnicy i apostołowie” (Niccolò Machiavelli, włoski pisarz, historyk i dyplomata, 1469 – 1527).

„Wolę iść do piekła niż do nieba, gdyż w tym pierwszym znaleźli się wszyscy ciekawi ludzie” (Mark Twain, amerykański pisarz, 1835 – 1910).

„Wciąż szukam bólu i wojny. Tego nie ma w niebie” (Varg Vikernes, norweski muzyk i satanista, skazany za podpalenie kilku kościołów w Norwegii).

Jak już wyżej wspomniałem, święty Tomasz nauczał, że cała wola potępionych jest zła. Z kolei my, gdy znajdziemy się w Niebie (czego wszystkim życzę), to zostaniemy już diametralnie przemienieni mentalnie ku nowej szczęśliwości z Bogiem i nie będziemy już rozpamiętywać doczesności (por. Ap 21,4). W Niebie nasza świadomość będzie najwidoczniej już na tyle poszerzona i przemieniona, że spojrzymy inaczej nawet na naszych bliskich, którzy nie docenili dobroci Boga okazywanej im na różne sposoby jeszcze w doczesności. Co z tymi, którzy nie docenili tego, że Pan Jezus za nich umarł i zbawił ich? Czy w Niebie nadal będziemy ich postrzegać pozytywnie, nawet jeśli będą oni naszymi bliskimi?

To wszystko co tu piszę może na pierwszy rzut oka wydawać się nieco nieczułe i bezduszne. Ale wcale takie nie jest. Jako katolik chcę z wszystkimi bliskimi sobie osobami podtrzymywać jak najbardziej zażyłe i serdeczne relacje oraz chcę aby wszyscy trafili do Nieba i modlę się o to. Ale nie mam możliwości zadecydować za wszystkich i za ich wybory. Oni sami tego dokonają. Poza tym w idei piekła jest zawarty dość istotny aspekt sprawiedliwości. Gdyby nie było piekła to po śmierci nie byłoby żadnej różnicy między Hitlerem i Matką Teresą. Generalnie prawie wszystkie problemy ateistów sprowadzają się do tego, że mają oni mylne wyobrażenie pluszowego Boga. Bóg jest miłosierny ale również sprawiedliwy i jeszcze bardziej niż nasze dobro ceni sobie nasz wolny wybór. Po to właśnie umieścił nas w doczesności abyśmy sami mogli zdecydować o wszystkim w ramach testu jakim jest właśnie to życie. Jeśli ktoś wybiera piekło to Bóg akceptuje ten wybór nawet ponad to, że go kocha. Taki właśnie jest Bóg.

Jan Lewandowski, kwiecień 2021

PS Polecam też dobry filmik na kanale TeiStacji na ten sam temat:

Udostępnij: