Czy niewierny Tomasz był niekonsekwentny?

Ateiści uważają, że niewierny Tomasz był niekonsekwentny. I nie tylko on. Zbadajmy głębiej to zagadnienie.

Ateiści często zarzucają Apostołom i innym postaciom biblijnym brak konsekwencji w pewnej drobnej lecz zarazem znaczącej kwestii. Święty Tomasz miał być niekonsekwentny ponieważ nie dowierzał Jezusowi po zmartwychwstaniu. Wcześniej ten Apostoł miał być świadkiem cudów Jezusa, aż tu nagle po zmartwychwstaniu nie wierzy Mu i musi wręcz włożyć palec w bok swego Mistrza. Ateiści widzą w tym brak konsekwencji u tego Apostoła. Nie tylko zresztą u tego Apostoła. W ten sam dokładnie sposób mieli być niekonsekwentni także bracia Jezusa, którzy również widzieli Jego cuda i zarazem powątpiewali w Niego (Mk 3,21). Dla ateistów niezrozumiałe w tym kontekście jest również zachowanie Matki Jezusa, która w słynnym Magnificat przepowiadała wielkie rzeczy mesjańskie o swym Synu i potem mimo to również chciała Go powstrzymać w Jego posłannictwie (Mk 3,21). Niekonsekwentni mieli być też Żydzi, którym Mojżesz miał zaprezentować w Egipcie i na pustyni wiele nadprzyrodzonych wydarzeń pochodzących od Boga, mimo to jednak potem Żydzi wątpili i szemrali (1 Kor 10,1-10). I tak dalej – wyliczankę takich pozornych niekonsekwencji można by długo jeszcze kontynuować.

W rzeczywistości nie ma tu żadnej „niekonsekwencji” i istnieje ona jedynie w wyobraźni ateistów. Całe to powyższe rozumowanie ateistów jest błędne z dwóch powodów. Po pierwsze bezpodstawnie zakłada ono, że ludzie muszą zawsze być konsekwentni. Jest to naiwne i mylne założenie. Ludzie wcale nie muszą być konsekwentni i wcale nie są konsekwentni. Do tego są krótkowzroczni i szybko zapominają nawet o najbardziej oczywistych rzeczach. W psychologii istnieje choćby takie pojęcie jak „powrót do starych kolein myślenia”. Oznacza to, że niezależnie od tego czego doświadczymy, nawet jeśli doświadczylibyśmy cudów, wcześniej czy później i tak możemy wrócić do starych kolein myślenia, w których cuda te są nieobecne (co nie znaczy, że zanegowane). Cud jest zjawiskiem krótkotrwałym i wyjątkowym, natomiast brak cudów jest czymś zwyczajnym, co towarzyszy nam codziennie w szarej rzeczywistości. W konsekwencji wychodzi ostatecznie na to, że niezależnie od tego jakiego cudu byśmy doświadczyli, wcześniej lub później górę weźmie i tak nawyk powrotu do przeciętnej codzienności, w której ten cud nie będzie już tak niezwykły. Dlatego właśnie umysł ma większą skłonność do wątpienia niż wierzenia. Są to dość proste mechanizmy psychologiczne, których niestety ateista nie jest już w stanie zrozumieć w swym spłyconym i mało elastycznym podejściu do tej sprawy.

Jak wspomniałem, jest jeszcze drugi powód dla którego powyżej zarysowane rozumowanie ateistów jest błędne. Powodem tym jest ich błędne przeświadczenie, że cud pochodzący od Boga zawsze jest prawdą absolutnie pewną. Oczywiście tak nie jest. Gdyby tak było to wtedy Żydzi nie zarzucaliby Jezusowi, że Jego moc pochodzi od diabła (Mk 3,22). Jak widać, nie istnieje taki cud w obliczu którego nie można po prostu zwątpić. Nawet w cuda trzeba uwierzyć, tak samo jak trzeba uwierzyć we wszystkie możliwe dowody istniejące na tym świecie. Po prostu nigdy nie obejdziemy się bez wiary i nawet ateista wierzący w to, że może obejść się bez wiary w życiu, też jedynie w to wierzy. Gdyby w czasie pisania tego tekstu objawił mi się nagle Bóg w postaci ludzkiej, siedzący na wprost mnie na krześle, to wpierw wyszedłbym z pomieszczenia i napiłbym się zimnej wody w celu uzyskania pewności, że jednak upał mi nie zaszkodził. A gdybym wrócił do tego pomieszczenia i Bóg nadal siedziałby na krześle, to zawsze jeszcze zostałaby mi opcja, że moje płaty mózgowe uległy jakiemuś uszkodzeniu lub padłem ofiarą Matrixa.

Ewangelista Łukasz donosi nam, że po zmartwychwstaniu Jezusa uczniom zdawało się, że po prostu widzą ducha (Łk 24,36-37). Była to kolejna możliwa opcja. Nie jest więc wcale jasne to, że wątpienie świętego Tomasza odnosiło się akurat do cudów Jezusa sprzed zmartwychwstania. Po prostu wątpił on jedynie w to, że naprawdę widzi żywego Jezusa, a nie zjawę. Tekst Łukasza w sumie mówi to wprost. Ateiści nie rozumieją nie tylko Jezusa. Oni nie rozumieją nawet świętego Tomasza.

Ale załóżmy, że było tak jak chcą ateiści i święty Tomasz wątpił w cuda Jezusa dokonywane przed zmartwychwstaniem. Nawet jeśli tak było to co z tego? Nic. Wracamy z powrotem do rozważań zarysowanych we wcześniejszej części niniejszego tekstu. Zwyczajnie ludzką rzeczą jest wątpić w to co przeżyło się kiedyś. Po prostu nigdy nie jest to pewne. Tym bardziej nie jest to pewne gdy jest się w takiej sytuacji jak Apostołowie. Ich Mistrz został zabity i zawisł na drzewie. A ten kto tak skończył był według Pisma przeklęty przez Boga (Pwt 21,23). Byli zdezorientowani i skołowani. W sytuacji, w której jest się tak zdruzgotanym, w głowie mogą się kłębić dowolne myśli, włącznie z takimi, że nic nie jest realistyczne. I dlatego Ewangelia Marka podaje, że popadli w niedowiarstwo (Mk 16,14). Tej nieco złożonej kwestii psychologicznej nie rozumie już niestety ateista, który formułuje takie zarzuty jak te wspomniane na początku niniejszego tekstu. Być może nie rozumie on tej kwestii właśnie dlatego, że jest ona nieco złożona.

Tak więc z psychologicznego punktu widzenia jak najbardziej możliwy jest wariant, że uczniowie Jezusa i Jego bliscy wciąż wierzyli w cuda dokonywane przez Niego, podczas gdy momentami nie dowierzali już w samego Jezusa. Wariant taki jest możliwy z różnych powodów o jakich wspomniałem. Tym samym powyższe zarzuty ateistów upadają.

Jan Lewandowski, lipiec 2019

Udostępnij: